Grzegorz Tarwid, kreujący obok Sebastiana Zawadzkiego czy Kuby Sokołowskiego nowy rozdział polskiej pianistyki, nie jest przesadnie sentymentalny i cukierkowy. On wie, że należy cenić Nahornego, Makowicza czy Jagodzińskiego, ale kontekst jego gry, w połączeniu z inspiracjami Szostakowiczem czy impresjonistami, podpowiada bardziej kierunek zdefiniowany przez Paula Bleya, Andrew Hilla czy Matthew Shippa.